niedziela, 15 stycznia 2012

...

Kurczę, tak rzadko wchodzę na neta, nawet zapomniałam,że mam bloga. Cóż...odchodzę, ale zostawiam blog otwarty dla pamiątki. Dziękuję za wszystkie miłe komentarze i czytanie bloga. Good bay!
Ps: Nie mówię,że odchodzę na zawsze...może kiedyś jeszcze coś napisze ;)


poniedziałek, 21 listopada 2011

Halo?

Ktoś tu jeszcze wchodzi w ogóle? Mam usunąć bloga czy jak? Bo w sumie był już ze 3 razy usunięty.
Jak tam u was w szkole? Mi nawet dobrze idzie, zdrowa jestem.


sobota, 22 października 2011

Bardzo,bardzo,baardzo przepraszam!

Powróciłam....nie wiem czy na długo. Usunęłam bloga,bez pożegnania z wami. No tak, zachowałam się jak egoista. Nic nie powiedziałam wam o taki zamiarach, kurczę. Miałam trochę problemów, załamkę i postanowiłam usunąć bloga. Już mi jest lepiej. Ale najgorsze jest to,że zapomniałam potem hasła i nie mogłam się zalogować,żeby przywrócić bloga. Zepsuł mi się aparat, komputer miałam resetowany i nie mam zdjęć. Odzyskałam tylko kilka. Kurcze, nie wiem czy będziecie chcieli potem czytać bez zdjęciowe wpisy, ja wiem,że takie są ciekawsze....Mam nadzieję,ze aż się tak bardzo nie gniewacie. Oby. Piszcie komentarze, bo chce być pewna. I nie obiecuję,że wracam na zawsze. Więc korzystajcie póki jestem.


sobota, 16 lipca 2011

Hmm, co tam u mnie....

Najpierw sprostowanie,a potem notka: Przepraszam za długą nieobecność, ale wyjechałam do Babci na wieś i za bardzo nie miałam kontaktu z technologią. A to dlatego,że nie ma tam komputera i ja największa gapa na świecie zapomniałam telefonu,kiedy się pakowałam ha ha ha. I naprawdę miałam "święty spokój". Są wakacje to trzeba korzystać z czasu, no i już wiecie czemu nie pisałam. Bardzo dziękuję za miłe komentarze i zaobserwuję wszystkie blogi na pewno ;) I jeszcze wielkie dzięki za dodawanie się do obserwatorów, to miłe i przynajmniej wiem,że ktoś tu bywa.
----------------------------------------------------------------------------------------

Byłam u babci ponad tydzień. Tam jest bardzo ładnie,wszyscy są tam mili i pogodni. Byłam bardzo tym zdziwiona, ponieważ często spotykam gburowatych ludzi. Jak już mówiłam byłam odcięta od świata. Był telewizor, ale nie oglądałam. Całe dnie spędzałam na dworze ze zwierzętami i pomagając w domu, ogrodzie itd. No i pewnego dnia poszłam na spacer. Dochodziłam do lasku i zauważyłam coś szarego na ulicy. Podeszłam blizej...na jezdni dreptał ledwo przytomny gołąbek. Pewnie jakiś samochód go potrącił....Po myślałam,że długo nie pożyje, ale sumienie kazały mi się nim zaopiekować. Schyliłam się i wzięłam biedaczka na ręce. Powoli zaniosłam go do domu. Zrobiłam mu posłanie, dałam wody, jedzenia. Później razem z babcią dopatrzyłysmy się chorej nogi i skrzydła. Postarałam się zrobić jako taki, tymczasowy opatrunek. Nastepnego dnia zjadłam szybko śniadanie włożyłam Tyerego do koszyczka na rowerze i pojechałam do weterynarza w następnej większej miejscowości. Pani się nim zajęła i zrobiła wszystko,żeby poczuł się lepiej i z czasem wyzdrowiał. Odczekałam pół godziny i wrócilam z gołąbkiem do babci. Przyszła po mnie Wera (dawnka koleżanka z dziecinstwa). Pokazałam jej mojego Tyerka i opowiedziałam całą "bajkę". Po obiedzie poszłyśmy na spacer po polach. Fajnie było chodzić między dojrzewającym zbożem. Mijały godziny,ale nie byłyśmy o tym uświadomione. Doszłyśmy do gaiku.... Trzeba było przejść na drugą stronę deską, ponieważ pod nami płynęła rzeczka. Weronika bez problemu przeszła na drugą stronę. Ja zawahałam się chwilkę, postawiłam jedną nogę. Doszłam do połowy, decha zadrżała, a ja z wielkim pluskiem wleciałam do wody.
Werka nie mogła przestać się ze mnie śmiać a ja stałam naburmuszona,do pasa mokra. Po chwili wybuchłam śmiechem.  "Woda w gębie może pozorować głębię. Ale tylko dopóty, dopóki ktoś nie parsknie śmiechem".
Pociągnęłam ją za nogawkę, a ona zdziwiona patrzyła wokoło, jak znalazła się w wodzie;) Wyglądałyśmy jak zamoknięte szczury. Na szczęście było ciepło, więc mogłyśmy się pluskać ha ha. Czy już mówiłam,że jestem fajtłapą? Kiedy doszłyśmy do domu babcia nie mogła odpędzić od siebie śmiechu. Każdy spędzony tam dzień był wspaniały, ale za dużo opisywania.... No i tak wyglądały mniej więcej moje wakacje u babci.







sobota, 2 lipca 2011

W końcu wolne!

No więc tak....zapomniałam wam powiedzieć, że byłam na wakacjach z Kornelką. Wypoczywałyśmy w Dziwnowie. Byłyśmy tam po raz pierwszy. Nakupiłyśmy mnóstwo pamiątek. Przepuściłyśmy pieniadze jak dzieci na festynie. Mieszkałyśmy w małym przytulnym pokoiku na poddaszu, był uroczy. Pewnego dnia wyruszyłyśmy na tamtejszą plażę. Dotarłyśmy do jakiejś dzikiej "małoludnej". Zbierałyśmy muszelki duże i małe, średnie i wielkie. Kornelii nawet udało się znaleźć bursztyn :) Usiadłyśmy na kamieniach i rozmawiałyśmy. Przegadałyśmy dzień, wieczór...w pewnym sensie o niczym. " Jak dobrze mieć kogoś, komu możesz zaufać, prawdopodobnie nazywa się przyjaciel" Zerwał się wiatr, ale my i tak nie zwróciłyśmy na to uwagi. Księżyc większy i okazalszy niż zwykle widniał na niebie, a słońce chowało się "za morzem".
"Wiesz jak wygląda słońce? Jakby podcięło sobie żyły w wannie i zakrwawiło całą wodę, a księzyc nic, tylko patrzy. Siedzi tam i patrzy, jak ono umiera. Pewnie sam je do tego doprowadził".
Wróciłyśmy nad ranem do domku. Pani właścicielka była na nas "troszkę" zła. No bo w sumie ona się nami opiekuje. Następnego dnia pojechałyśmy do Dziwnówka. Postanowiłyśmy, że coś skonsumujemy. Zamówiłyśmy smażoną rybę i jakiś sok. Była...fu fu fu. Poszłam wykłócać się do kucharek, że była nieświeża i żeby dały mi nową bo nie zapłacę he he. Ogółem biorąc to były wspaniałe i śmiechowe wakacje.
-----------------------------------------------------------------------------------------
Hmm, chciałam jeszcze powiedzieć, że strasznie zakumplowałysmy się z Sarą Girzycką oczywiście. :)
Świetna dziewczyna, wielbię ją! Poważnie zastanawiamy się nad tym żeby pisać razem bloga, ale jeszcze nic nie jest pewne.
-----------------------------------------------------------------------------------------
Moje plany na wakacje:
- zafarbować włosy na jasny brąz
- Ważyć 55 kg
- Sońka nocuje u mnie na kilka dni



poniedziałek, 20 czerwca 2011

Jak układam włosy :D

Na mokre włosy nakłądam piankę, rozprowadzam ją najbardziej u góry głowy. Susząc podwijam, zaczesuję na bok i napuszam grzywkę taką specjalną szczotką (okrągłą) U nasady włosów robię to samo. Ale najpierw przed tym wszystkim je rozczesuje i spryskuję odżywką ułatwiającą rozczesywanie zarazem prostującą. Po wysuszeniu jeszcze raz je rozczesuję. Włoski oczywiście muszą być odpowiednio ścięte, żeby wyszło tak samo, bynajmniej do innych fryzur ta instrukcja również się tyczy.Koniec!!! ;)


Sobota - Strach, że ach

Po śniadaniu u Kornelki spakowałam się szybko i poszłam do domu. Szłam spokojnie, zamyśliłam się i spuściłam wzrok w chodnik. Poczułam bul....tak, tak bo wpadłam na Sonię ha ha. Szłam jeszcze chwilkę i byłam już u progu moich drzwi. Zapukałam - cisza, zadzwoniłam - nic, zaczęłam walić w drzwi, aż mi "odpadły ręce".
Krzyczałam, żeby otworzyli - chyba po całej miejscowości dźwięk poniosło echo....Nagle słyszę za plecami, donośne: Cześć córeczko! Wybucham śmiechem, mama się na mnie dziwnie patrzyła.  Weszłyśmy do domu i jej opowiedziałam o zaistniałej sytuacji. Mama również śmiała się ze mnie. Była po prostu na zakupach, a ja się bałam, że coś się stało (odpukać) Koło południa przyjechał do mnie dziadek z babcią :) Babunia kupiła mi dużo słodyczy i bardzo fajną spódniczkę. Dziadek był w uzdrowisku to się z nim zagadałam, bo to ciekawe tematy...termy, inhalacje i tak dalej. Zadzwonił do mnie Edek i poszliśmy grać w kosza. Doszedł do nas Arturo i Sońka. Graliśmy długo, długo w króla. Aż nagle ściemniło się, zerwał się wiatr. Dobra, graliśmy dalej. Sonia chciała już iść, ale ją zatrzymaliśmy. I jakoś pięćset metrów od nas trzasnął piorun, rozpętała się ogromna burza z wiatrem i gradem. Noe wiedzieliśmy gdzie się schować. Na szczęście blisko mieszkała nasza Wychowawczyni i pobiegliśmy do niej. Każdy był przemoknięty. Pani zrobiła nam gorące kakao. I kiedy już wszystko się skończyło wróciliśmy do domu.